„Służba Ojczyźnie ma niekiedy swoją wielką cenę, zaś obowiązkiem państwa jest pamiętać o tych, którzy w imię tej służby oddali życie” Fragm.. wstępu do: Zbrodnia Katyńska. W kręgu prawdy i kłamstwa.
„Instytut Pamięci Narodowej będzie w dalszym ciągu podejmował wysiłki zmierzające do poszerzenia naszej wiedzy o złożonych relacjach polsko-żydowskich(…). Wychodzimy bowiem z założenia, że nawet najtrudniejsza prawda lepiej służy porozumieniu, niż mur zapomnienia wznoszony wokół spraw traktowanych jako swoiste tabu.”
Fragm. przedmowy do: Wokół pogromu kieleckiego.
„Zadaniem Instytutu Pamięci Narodowej jest między innymi przywracanie społecznej pamięci losów i czynów, które z wyroku komunistycznych nadzorców historii miały zostać zapomniane lub zohydzone.”
Fragm. z : Słowo wstępne w: Nie mogłem inaczej żyć. Grypsy Łukasza Cieplińskiego z celi śmierci.
„Naszą ojczyzną na pewno nie był PRL, zaś jedyne nadzieje wiązaliśmy z aktywnością opartą o poczucie wolności, budowaniem niezależnych środowisk i rozpoczynającym się pontyfikatem Jana Pawła II” – pisał Janusz Kurtyka w jubileuszowym liście do prof. Ryszarda Terleckiego. Rzeczywiście, jego ojczyzną była wolna Polska, czasowo przyjmująca szatę Polski Podziemnej, a dążenie do niepodległości, suwerenności i prawdy kierowało jego życiem.
Janusz Kurtyka urodził się w Krakowie w 1960 r. Po ukończeniu Liceum im. Jana Kochanowskiego podjął studia historyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Już wówczas jego temperament i naturalne zdolności sprawiały, że nie miał własnej niszy – interesowało go wszystko. Pasjonowały go dzieje średniowiecza, a jednocześnie wzorów postępowania szukał u żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego. Szybko związał się z działalnością opozycyjną. Jako dwudziestolatek uczestniczył w studenckich strajkach 1981 r. Jak inni żacy wierzył wówczas, że mogą w komunistycznej dyktaturze stworzyć małą oazę wolności. Przesiąknięty ideą piłsudczykowską nie bał się ryzyka, celem działania jego i innych studentów nie był „socjalizm z ludzką twarzą”, ale niepodległa Polska. Dlatego Janusz współtworzył Niezależne Zrzeszenie Studentów UJ. Uczestniczył w jego jawnych pracach do grudnia 1981 r. Był zdania, że wprowadzenie stanu wojennego nie kończy walki, ale otwiera jej nowy etap. Wraz z kolegami zszedł do podziemia – blisko współpracował wówczas z Krzysztofem Gurbą, Andrzejem Nowakiem i Andrzejem Waśko. Działali wspólnie w Radzie Programowej podziemnego NZS. Podejmowali zróżnicowaną aktywność niepodległościową i samokształceniową: uruchomili Uniwersytet Podziemny, uczestniczyli w działaniach Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego, wydawali konspiracyjny „Serwis Informacyjny”… Jako jedna z niewielu grup złożyli przysięgę – ułożoną przez Janusza: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny, Królowej Korony Polskiej, przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Polsce, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary życia”.
Po ukończeniu studiów, w 1985 r. podjął pracę w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk. Rozpoczął wówczas badania nad wiekami średnimi w Polsce, których efektem stały się fundamentalne prace: Tęczyńscy. Studium z dziejów polskiej elity możnowładczej w średniowieczu; Latyfundium tęczyńskie. Dobra i właściciele XIV–XVII w.; Odrodzone Królestwo. Monarchia Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego w świetle nowszych badań. Z mediewistyki obronił doktorat, a później uzyskał habilitację. Jednak równolegle badał dzieje najnowsze, nawiązywał kontakty z weteranami walk o niepodległą Polskę.
O historii potrafił opowiadać godzinami, niebanalnie, dzięki szerokiej wiedzy stawiał pomosty pomiędzy wiekami średnimi a współczesnością. Doświadczenia zdobyte w czasie wykładów na Uniwersytecie Podziemnym i Chrześcijańskim Uniwersytecie Robotniczym wykorzystał już w wolnej Polsce. Prowadził zajęcia w Państwowej Wyższej Szkole Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu i w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie. Był piekielnie wymagającym wykładowcą – w czasie sesji siał postrach wśród egzaminowanych. Wykładał z pasją, fascynował wszechstronną wiedzą, dzięki czemu studenci „wybaczali” mu sesyjną surowość. Pamiętają o nim – to z ich inicjatywy, po 10 kwietnia, w Krakowie i w Przemyślu przed wejściami do uczelni zapłonęły znicze. Wiedzieli, że na nich liczył, że w nich wierzył. Pracę akademicką traktował bardzo poważnie, mając nadzieję, że uczestniczy w wychowaniu pokolenia, które – nie dotknięte PRL-em – będzie potrafiło do końca zrzucić społeczne, polityczne, gospodarcze i mentalne pozostałości po komunizmie.
Za wzór do naśladowania stawiał tych, którzy walczyli o niepodległość w czasie największej próby. Choć fascynowały go dzieje Armii Krajowej, emocjonalnie najbardziej związał się z działającym od września 1945 r. Zrzeszeniem „Wolność i Niezawisłość”. Z poznawanymi żołnierzami podziemia łączył go kościec ideowy, głęboki patriotyzm, przekonanie, że celem jest walka o niepodległość, a po jej odzyskaniu służba państwu. Jeszcze w latach 80. poza cenzurą opublikował pierwsze teksty o podziemiu. Jego nowatorskie prace zyskiwały uznanie historyków, ale jednocześnie zwracały uwagę tych, o których pisał, których powojenną działalność doceniał, których trud i zaangażowanie rozumiał, z którymi podzielał przekonanie, że to wciąż nie jest Polska, którą „przed oczyma ginący żołnierze Polski Podziemnej”.
Na początku lat 90. kombatanci WiN odtworzyli swą organizację, rozbitą aresztowaniami na przełomie lat 40. i 50. – jako Stowarzyszenie Społeczno-Kombatanckie. Pomimo dystansu wieku dostrzegli w Kurtyce bratnią duszę. Oddali w jego ręce „Zeszyty Historyczne WiN-u”, których celem było „ocalenie od zapomnienia tych wszystkich wydarzeń z lat 1945–1956, które składają się na walkę z dyktaturą komunistyczną, dążącą do zniewolenia Narodu Polskiego”. W „Zeszytach” prof. Kurtyka miał możliwość połączenia pasji naukowej i misji upamiętnienia tych, którzy nie poszli na kompromis z komunistami i podjęli z nimi walkę. Przywrócenie społecznej pamięci żołnierzy i działaczy podziemia niepodległościowego było w jego przekonaniu sprawą fundamentalną. Wierzył, że bez świadomości o patriotycznym zrywie okresu wojennego i powojennego, nie sposób zbudować normalnego społeczeństwa. Uczynił z „Zeszytów” jeden z najważniejszych periodyków historycznych w kraju, wiodące pismo dotyczące dziejów najnowszych Polski.
Jego aktywność i skuteczność spowodowała, że kombatanci powierzyli mu w 2003 r. kierowanie odtworzonym dwanaście lat wcześniej Zrzeszeniem wybierając go na prezesa Zarządu Głównego Stowarzyszenia. , że żołnierze podziemia niepodległościowego dostrzegli w nim osobę godną kontynuowania rozpoczętej przez nich działalności, było dla niego niezwykle ważne. Był dumny, że zasłużył na ich szacunek, że wiążą z nim nadzieję, że uważają, iż zapewni WiN-owi należne mu miejsce w społecznej pamięci.
Ta droga życiowa sprawiła, że gdy w 2000 r. tworzono Instytut Pamięci Narodowej, stał się naturalnym kandydatem na objęcie funkcji dyrektora Oddziału krakowskiego. Tworzył go od podstaw, budował zespół ludzi, załatwiał lokale, przejmował akta byłego komunistycznego aparatu represji. Stworzył najsilniejszy oddział w kraju, podejmował działania, które stały się wzorem dla innych. Najważniejsza pozostawała dla niego działalność naukowa – uruchomił pierwszą i przez długi czas jedyną serię wydawniczą niezależną od centrali IPN. Jako pierwszy nawiązał systematyczną współpracę z mediami – od 2003 r. pracownicy krakowskiego Oddziału IPN mają szanse popularyzować efekty swych badań w tej rubryce, na łamach „Dziennika Polskiego”.
W 2005 r. został wybrany prezesem IPN. Otworzyło to nową erę w działaniach Instytutu. Potrafił go zdynamizować, wyznaczając wciąż nowe zadania, starając się wypełnić „białe plamy” w polskiej historii najnowszej. Nie bał się podejmować decyzji, które wzbudzały medialny hałas, jeśli wierzył, że służą one Polsce. Sens istnienia IPN postrzegał w odkłamaniu dziejów Polski. Nie potrafił w tej sferze iść na ustępstwa, nie był zdolny do „zamiatania pod dywan”, nie umiał pogodzić się z tym, że można z politycznych przyczyn przeczyć historycznym faktom. Wzbudzał wściekłość tych, którzy „wybrać przyszłość”, nie mówić o zaangażowaniu w totalitarny reżim, argumentować, że „wszyscy byliśmy umoczeni”… Prof. Kurtyka przypominał, że jednak nie wszyscy, twierdził też, że nie można wybrać przyszłości bez znajomości przeszłości.
Janusz Kurtyka był człowiekiem kierującym się dobrem państwa, chęcią wyrwania go z ostatnich krępujących je pozostałości po komunizmie. Te jego cechy zaskarbiły mu szacunek żołnierzy podziemia, a zarazem ściągnęły na niego niechęć części dzisiejszych mediów i polityków. Z nim nie można było niczego „załatwić”, niczego „ugrać”, nie można było go kupić, nie można było go zastraszyć. Dążył do prawdy, do ukazania rzeczywistej historii Polski i Polaków, nawet tej, która była niewygodna dla dzisiejszych celebrytów życia politycznego, medialnego, artystycznego.
Jeszcze jako dyrektor krakowskiego Oddziału IPN pragnął uhonorować tych, którzy bez względu na przeciwności upamiętniali historię Narodu Polskiego w latach 1939–1989. To z myślą o nich zainicjował nadawanie nagrody „Kustosz Pamięci Narodowej”. Sam był jej uosobieniem. Walce o prawdę i pamięć poświęcił swe życie. Przykładał wielką wagę do upamiętnienia Zbrodni Katyńskiej, dbał o postępy w śledztwie prowadzonym w tej sprawie. By upomnieć się o pamięć i prawdę o Katyniu wsiadł do samolotu 10 kwietnia.