Musiał Filip

Filip Musiał

Redaktor naczelny


Janusz Kurtyka dla większości z nas był „naszym szefem” – jak napisał o Nim Jan Żaryn, dla niektórych był Kolegą, dla nielicznych Przyjacielem. Poznałem go niemal dziesięć lat temu – gdy jako Dyrektor powstającego Oddziału IPN w Krakowie razem z ówczesnym naczelnikiem OBEP prof. Ryszardem Terleckim przeprowadzali ze mną rozmowę kwalifikacyjną przed przyjęciem do pracy. Kilka miesięcy później Janusz zaproponował mi wejście do redakcji „Zeszytów Historycznych WiN-u”. Kierował pismem od 1994 r., a periodyk był wydawany pod auspicjami Komisji Historycznej Stowarzyszenia Społeczno-Kombatanckiego Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”.
Dla Janusza, „Zeszyty” były „ukochanym dzieckiem”, nie dlatego, że miał możliwość kierowania nimi, ale dlatego, że poświęcone były upamiętnieniu kwestii niezwykle mu bliskich. Powstały w 1992 r., a pomysłodawcą ich powołania był Andrzej Zagórski ps. „Mścisław” – w latach 1943–1945 żołnierz AK, a później jeden z najwybitniejszych badaczy konspiracji niepodległościowej lat 1939–1956. Celem pisma jak podkreślono w pierwszym numerze stało się: „»ocalenie od zapomnienia« tych wszystkich wydarzeń z lat 1945–1956, które składają się na walkę z dyktaturą komunistyczną, dążącą do zniewolenia Narodu Polskiego”. W ciągu pierwszych dwóch lat wydano cztery numery, których redaktorem naczelnym był Andrzej Zagórski. Janusz wspierał redakcję – tekstami, ale także swą wiedzą i doświadczeniem – było bowiem wówczas redagowane wyłącznie przez kombatantów. Środowisko działaczy WiN było mu niezwykle bliskie. Był z nim związany od połowy lat 80-tych, a po instytucjonalnym odrodzeniu WiN-u, jako Stowarzyszenia Społeczno-Kombatanckiego, angażował się w niektóre z podejmowanych przez „Żołnierzy Wyklętych” przedsięwzięć. Ale to właśnie w „Zeszytach” miał możliwość połączenia pasji naukowej i misji upamiętnienia tych, którzy nie poszli na kompromis z komunistami i podjęli z nimi walkę. Przywrócenie społecznej pamięci żołnierzy i działaczy podziemia niepodległościowego było w Jego przekonaniu sprawą fundamentalną. Wierzył, że bez świadomości o patriotycznym zrywie okresu wojennego i powojennego, nie sposób zbudować normalnego społeczeństwa. Weterani, którzy kilka dekad wcześniej walczyli z oboma totalitaryzmami, w Januszu bratnią duszę – człowieka, któremu idee WiN-u są niezwykle bliskie. Andrzej Zagórski – z wykształcenia ekonomista, z zamiłowania badacz dziejów podziemia niepodległościowego i dokumentalista – podjął decyzję o przekazaniu pisma Januszowi. Wierzył, i tej wiary nowy redaktor naczelny nie zawiódł, że w rękach młodego, ambitnego, charyzmatycznego i niezwykle pracowitego naukowca zyskają one rangę, jakiej nie udałoby się osiągnąć redagując pismo siłami samych kombatantów. Janusz nigdy nie nadużył pokładanego w nim zaufania, nie korzystał nawet w pełni z praw, które mu przysługiwały w związku z pełnioną w redakcji funkcją. Niczego nie narzucał, zawsze wsłuchiwał się w głos tych, którzy mu powierzyli zadanie godnego upamiętnienia WiN-u. Kiedy zaproponował mi wejście do redakcji „Zeszytów”, zaznaczył, że ostateczna decyzja zapadnie po mojej rozmowie z p. Andrzejem Zagórskim. To „Mścisław”, choć formalnie nie sprawował w redakcji żadnych funkcji, miał przywilej „przyjmowania do bandy” – jak często mawiał Janusz przywołując propagandowe epitety, którymi komuniści obdarzali WiN.
Od 1994 do 2009 r. pod redakcją Janusza ukazało się 27 numerów „Zeszytów”, w tym  trzy numery podwójne, zatem 24 tomy. Nie zawiódł nadziei pokładanych w Nim przez założycieli pisma. Stosunkowo szybko uczynił z „Zeszytów” jeden z najważniejszych periodyków historycznych w kraju, wiodące pismo dotyczące dziejów najnowszych Polski. Dziś nie sposób sobie wyobrazić poważnej publikacji dotyczącej powojennych dziejów Polski, która nie odwoływałaby się do tekstów drukowanych w „Zeszytach”. Przyciągnął do pisma historyków będących wybitnymi specjalistami, ogniskującymi swe naukowe zainteresowania na aktywności powojennego podziemia niepodległościowego, do „Zeszytów” pisali m.in.: dr hab. Tomasz Balbus, dr Andrzej Chmielarz, dr Marek Gałęzowski, dr Krzysztof Kaczmarski, dr Maciej Korkuć, Kazimierz Krajewski, dr Andrzej Krzysztof Kunert, dr Tomasz Łabuszewski, dr Zbigniew Nawrocki, dr hab. Grzegorz Ostasz, dr Sławomir Poleszak, dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, dr Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki, dr hab. Rafał Wnuk. Ważną rolę odgrywali nadal autorzy-weterani AK-WiN, wśród których byli m.in.: Wacław H. Bniński, Danuta Ćwiklińska-Gołąb, Czesław Hołub, Franciszek Kosowicz, Zbigniew Lazarowicz, Halina Waszczuk-Bazylewska, Tadeusz Wyrwa, Henryk Żuk. Janusz wprowadził do redakcji historyków, którzy mieli Mu pomóc w utrzymaniu wysokich standardów merytorycznych publikowanych materiałów, znaleźli się wśród nich m.in. Wojciech Frazik i dr hab. Zdzisław Zblewski. Potrafił przyciągnąć do redagowanego przez siebie periodyku najbardziej kompetentnych badaczy powojennego podziemia – część z nich tworzyła środowisko „Zeszytów” – grupę osób, które łączyło coś więcej niż tylko łamy jednego pisma, na których publikowali swe teksty. Wielu z autorów „Zeszytów”, ze względu na swe zainteresowania badawcze, znalazło się po 2000 r. w Instytucie Pamięci Narodowej.
Gdy obejmował redakcję, w numerze 5. „Zeszytów” z sierpnia 1994 r., napisał m.in.: „Szczególnie szeroko chcielibyśmy otworzyć nasze pismo dla młodszego pokolenia historyków, magistrantów i doktorantów, którym w przyszłości przyjdzie rozwijać rozpoczynające się badania nad konspiracją niepodległościową lat 1944–1956”. Dziś po piętnastu latach kierowania przez Janusza redakcją warto pamiętać, że niektórzy z doktorantów piszących do „Zeszytów” kilkanaście lat temu, dziś są samodzielnymi pracownikami nauki. Niektórzy z Januszem konsultowali swe plany naukowe, oddawali Mu do lektury przygotowywane dysertacje, wsłuchiwali się w sugestie, krytyczne uwagi. Dla środowiska „Zeszytów” był kimś znacznie więcej niż tylko redaktorem naczelnym – ale tak było wszędzie, gdzie się pojawił. Wszystko czego się podjął robił z zaangażowaniem, przeciętność była sprzeczna z Jego naturą. Jednocześnie niewątpliwa charyzma, jasność sądów i głęboka świadomość celu do którego zmierzał sprawiała, że skupiali się wokół Niego ludzie podobnie myślący, w naturalny sposób widząc w nim lidera. Determinacja z jaką dążył do odkrywania najnowszej historii Polski sprawiała, że możliwości realizacji swej wizji zaczął szukać także poza „Zeszytami”, wydaje się jednak, że nawet Instytut nie był w stanie w pełni zrealizować wszystkich Jego inicjatyw. Choć dziełem Jego życia niewątpliwie jest właśnie Instytut Pamięci Narodowej, my, Jego koledzy z redakcji, „z bandy”, lubimy myśleć, że „Zeszyty” zajmowały szczególne miejsce w Jego sercu.
Objęcie funkcji Prezesa IPN i związana z tym przeprowadzka – na kilka dni w tygodniu – do Warszawy utrudniły działania redakcji. Nowe, absorbujące obowiązki, nie pozwalały już na toczone w spokojnym tempie spotkania i omawianie kolejnych numerów. Coraz wyraźniejszy stawał się podział na „krakowską” część redakcji działającą pod kierunkiem Wojciecha Frazika i „warszawskiego” redaktora naczelnego, któremu przedstawialiśmy koncepcje i kwestie problematyczne. Szybko je rozstrzygał, wskazując kierunek działania. Z trudem przyszło nam przekonanie go, że upływ czasu i postęp badań historycznych sprawia, iż warto wyjść poza narzuconą w chwili powstania „Zeszytów” cezurę roku 1956. Ostatecznie zaakceptował propozycję rozszerzenia tematyki i objęcia nią działalności niepodległościowej do 1989 r. „Ale niepodległościowej?” – upewniał się wielokrotnie, wyraźnie zaniepokojony tym, że w „jego” Zeszytach mogłyby obok podziemia zagościć środowiska, dla których celem działania nie było odzyskanie niepodległości, a jedynie budowa „socjalizmu z ludzką twarzą”.
Jeszcze niedawno pytał, co dzieje się z najnowszym numerem, który miał ukazać się na przełomie czerwca i lipca. Jak zwykle podkreślał, że musimy z nim zdążyć, bez względu na inne obowiązki i obciążenia. Sam nie znał pojęcia „czas wolny”, gdy nieraz tłumaczyliśmy mu, że nie zdążymy czegoś przygotować, zdawał się jakby bezbrzeżnie zdumiony faktem, iż człowiek musi czasem spać… Niestrudzony w pracy, przekonany o tym, że jego, że naszą powinnością jest upamiętnienie tych, którzy poświęcili życie walce o Wolną Polskę, poszukiwał wciąż nowych możliwości działania i przywracania pamięci o nich. To było celem i istotą jego życia: historyk, redaktor, dyrektor wreszcie prezes IPN – w rożnych formułach starał się realizować ten sam cel – kultywować ideę niepodległościową. Towarzyszyła mu ona zawsze, a jej realizację uznawał za najważniejszą. Osiem, może dziewięć lat temu – rozmawialiśmy w pierwszej siedzibie krakowskiego Oddziału IPN przy ul. Mikołajskiej – zamykaliśmy grudniowy numer „Zeszytów”, miałem go „domknąć” przed Świętami Bożego Narodzenia. Nie zdążyłem. Pamiętam, jak mu powiedziałem, że dostanie do akceptacji gotowy numer w drugi dzień Świąt. „Lepiej na jutro” – zaoponował. Wspomniałem wówczas, że przecież dziś Wigilia. Obdarzył mnie typowym dla siebie półuśmiechem, nieco przekręcając głowę i z wyrozumiałością cierpliwie mi wytłumaczył: „To tylko uroczysta kolacja, a przed Pasterką zdążysz dopisać, to co trzeba…”

dr hab. Filip Musiał, ur. 1976, od 2000 r. pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej Oddział w Krakowie (w latach 2006-2012 był kierownikiem Referatu Badań Naukowych OBEP IPN w Krakowie), od 2001 r. jest członkiem redakcji „Zeszytów Historycznych WiN-u” (od 2010 r. zastępcą redaktora naczelnego), w latach 2003–2010 był członkiem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Społeczno-Kombatanckiego Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”, od 2007 r. jest pracownikiem naukowo-dydaktycznym Akademii Ignatianum w Krakowie.

wSPOMNIENIA

Janusza Kurtykę poznałem

przed trzydziestu

ponad laty, w 1979 r.

On zaczynał właśnie

studia historyczne na

Uniwersytecie Jagiellońskim,

ja byłem wówczas na trzecim ...

Więcej ...