Profesor kilkakrotnie, w różnych sytuacjach powtarzał nam, że musimy być „twarde”, nie możemy się załamywać i poddawać, musimy walczyć. Nie sposób dziś nie zauważyć, że swoim zasadom pozostał wierny aż do końca.
Profesora poznałyśmy w czasie studiów, w 2003 r. Wtedy jeszcze nie był znanym z mediów Prezesem Instytutu Pamięci Narodowej, ale kierował jego Oddziałem w Krakowie. Był także wykładowcą w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej (dziś Państwowa Wyższa Szkoła Wschodnioeuropejska) w Przemyślu.
Zajęcia z nim odbywały się co dwa tygodnie. Na pierwszym roku wykładał historię średniowiecza – powszechną i Polski, ponadto prowadził konwersatoria z historii powszechnej, a później wykłady z historii ustroju i administracji Polski. Omawiając zagadnienia, często spacerował z przodu sali, w skupieniu patrząc w przestrzeń. Wyglądało to tak, jakby ze ścian i przedmiotów odczytywał swoje myśli. Od czasu do czasu spoglądał do drobnych notatek, swoistego harmonogramu wykładu, dyscyplinując samego siebie. W szerszym gronie, podczas wykładów bardzo rzadko dopowiadał kilka słów o swoich doświadczeniach. Jeśli już tak się zdarzyło, to zawsze w kontekście tematu zajęć. Miał zwyczaj przerywać swój wywód i zobowiązywać słuchaczy do odpowiedzi na zadawane przez niego pytania. Ad hoc wywoływał kogoś z sali do mapy. Zanim wskazał osobę, na kilka sekund zamierała cała sala. Wskazówki dla szukających były dość lakoniczne: niech pani szuka po brzegu. Raz poszukiwania stojącego przed mapą, a tuż za Profesorem studenta, „przedłużyły się”. Pod koniec zajęć, wstając z krzesła, Profesor spojrzał na kolegę z lekkim zdziwieniem i z uśmiechem zapytał: Pan tu jeszcze stoi?
W czasie konwersatoriów oddawał głos studentom. Uczył krytyki i analizy źródła historycznego. Imponował nam wiedzą i inteligencją. Cenił sobie merytoryczny dialog. Kiedy jedna ze studentek przedstawiła inną interpretację tekstu źródłowego, wysłuchał, przemyślał, po czym stwierdził, że nowe spojrzenie jest godne uwagi.
Egzaminy zawsze miały formę spotkania twarzą w twarz, w obecności świadków – Profesor i trzech studentów. Egzamin z historii średniowiecza Polski i powszechnej dzieliło tylko kilka dni. Na obydwu dostałyśmy pierwszą porządną lekcję wychowania ze strony Profesora. Pierwszy z egzaminów obejmował materiał z historii powszechnej. Jedna z nas go nie zdała i w czasie wpisywania oceny zalała się łzami. Profesor wyszukał i podał chusteczki. Wtedy też po raz pierwszy, z całą powagą powiedział: Musicie być twarde. Nie możecie się załamywać. Trzeba zawsze pokazywać swoje mocne strony. Na następnym egzaminie kolejna z nas, trzech wspólnie egzaminowanych, wyszła z dwóją w indeksie. Łzy tym razem nie popłynęły.
W czasie roku akademickiego, widywałyśmy go także jako członkowie Koła Naukowego Historyków Studentów, którego został kuratorem, a funkcję opiekuna na co dzień sprawował Grzegorz Klebowicz. Profesor przychodził często do siedziby Koła i wtedy też dawał się poznać z nieco innej strony niż tylko wykładowca. Dopytywał się o warunki w miejscu zamieszkania, związane z tym kwestie finansowe, jak również o zaopatrzenie bibliotek przemyskich i możliwości dotarcia do literatury przedmiotu.
Gdy Koło w Instytucie Historii zainicjowało spotkania otwarte z udziałem ludzi nauki, Profesor zainaugurował je, będąc pierwszym gościem. Wspólnie wybraliśmy temat: Średniowieczne korzenie Europy. Czy dzisiejsze społeczeństwo stara się o nich zapomnieć? Choć idea tych spotkań nie była skierowana tylko do historyków, nawet w tych okolicznościach Profesor postawił uczestnikom wymagania. Podyktował nam literaturę – jak podkreślił – niezbędną do uczestniczenia w dyskusji. Było to sześć książek, liczących w sumie ponad 2000 stron.
Z końcem drugiego roku studiów licencjackich, w atmosferze tlących się w głowach pomysłów co do tematów przyszłych prac dyplomowych, podał nam swoją pomocną dłoń. W czasie wakacji zainicjował kilkudniowe spotkanie ze ś.p. Andrzejem Zagórskim, żołnierzem AK Obwodu Przeworsk. Był nawet gotów pomóc w znalezieniu miejsca na czas pobytu w Krakowie. Dzięki niemu docierałyśmy do kolejnych osób, których relacje dopełniły obraz przeszłości i pozwoliły go skonfrontować z wcześniejszymi ustaleniami.
Jako promotor prac licencjackich stawiał wysokie wymagania i wzbudzał poczucie obowiązku wypełnienia powierzonego zadania. Wskazując źródła, jakie powinniśmy przejrzeć, aby opracować tematy prac, okazał się maksymalistą. Wiedziałyśmy o tym zresztą wcześniej, bo niejednokrotnie dawał temu wyraz na zajęciach. Czasem trudno było dotrzymać nadanego tempa pracy.
Spotykaliśmy się na seminarium co drugi piątek. Był to czas prezentacji wykonanej pracy, referowania, a jednocześnie stawiania pytań dotyczących specyfiki źródeł oraz rozstrzygania problemów, jakie napotykaliśmy w trakcie kwerendy archiwalnej. Profesor spokojnie odpowiadał, ale też pytał. Dociekał, czy skrupulatnie przyglądamy się dokumentom. Uczył, na co należy zwracać w nich uwagę i jak interpretować poszczególne zapisy. Słuchał uważnie i doradzał. Uczulał, by nie przyjmować za swoje ustaleń innych badaczy, starać się je weryfikować. Był wrażliwy na punkcie konstrukcji rzetelnego aparatu naukowego, dokładnej analizy źródeł i nade wszystko kładł nacisk na pisanie zgodnie z prawdą historyczną. Był wymagający, ale też wymagał od siebie. Potrafił docenić pracę i włożony w nią wysiłek.
Miał w sobie wiele energii, zapału, którym potrafił zarażać. Był nietuzinkową osobą i wybitnym historykiem. Na uczelni niejednokrotnie określano Go mianem człowieka orkiestry – miał mnóstwo obowiązków jako dyrektor Oddziału IPN w Krakowie, dyrektor Instytutu Historii PWSZ w Przemyślu, kurator tamtejszego Koła Naukowego Historyków Studentów, wykładowca, wreszcie mąż i ojciec. Postawą i osiągnięciami wzbudzał szacunek. Pamiętał o wielu ważnych i tych drobnych sprawach.
Profesor jako maksymalista potrafił stawiać wymagania, które w wyznaczonym czasie wykraczały ponad realne i obiektywne możliwości. W tym przypadku trzeba było stosować różne wybiegi, by Go przekonać do swoich racji. Niektórzy do Jego wad zaliczali nawet patriotyczną postawę i upór. Bez tego wszystkiego jednak nie byłby tym, kim był.
Joanna Karbarz, ur. 1982; Marzena Szczygielska, ur. 1983; Marta Superson, ur. 1983; Roksana Szczypta-Szczęch, ur. 1983; w latach 2002–2005 studentki Instytutu Historii i Archiwistyki Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Przemyślu, w latach 2004–2005 seminarzystki prof. PWSZ dr hab. Janusza Kurtyki.
wSPOMNIENIA
Janusza Kurtykę poznałem
przed trzydziestu
ponad laty, w 1979 r.
On zaczynał właśnie
studia historyczne na
Uniwersytecie Jagiellońskim,
ja byłem wówczas na trzecim ...